Skrzywdzone podwójnie dzieci

Całkiem łatwo można zauważyć, że poziom intelektualny i emocjonalny  dzieci oraz młodzieży jest bardzo zróżnicowany. Nie wszyscy nadają się do tej samej szkoły, gdyż część z nich, ta mniej zdolna,  nie jest w stanie pójść normalnym trybem nauczania. Wprowadzony przez Ministerstwo Edukacji program, przerasta możliwości poznawcze niektórych uczniów. Na szczęście stanowią oni znikomy procent populacji uczących się. Tych właśnie uczniów powinniśmy chronić. Po pierwsze – nie zmuszać ich do nauczenia się,  przerastającego ich programu. Po drugie – bronić ich  przed oczekiwaniami zbyt ambitnych rodziców. Ci właśnie, nie chcą dopuścić do swej świadomości, że ich dziecko powinno znaleźć się w szkole o specjalnych wymaganiach.

Jak zwykle we wrześniu rozpoczął się nowy rok szkolny. Prawdopodobnie przyniesie on te same problemy, jak wcześniej.  Obserwując wnikliwie ostatnie lata sytuacji w polskiej szkole, można zauważyć niektóre problemy, które w tym ostatnim czasie narosły i z którymi znów muszą się wszyscy spotkać. Co prawda, obecnie na co dzień nie jestem „strictu senso” nauczycielem religii w szkole, jednakże obserwacja dzisiejszej edukacji, panującego klimatu w szkole, jak i rozmowy z nauczycielami, pedagogami i urzędnikami państwowymi przekonały mnie, że niektórym sprawom zaistniałym w ostatnim ośmioleciu, głównie życia szkoły podstawowej, powinienem poświęć ten felieton. Na pewno poczuję się lepiej i będę miał poczucie spełnionego obowiązku. Sam tytuł artykułu naprowadza czytelnika, o czym będzie mowa. Bowiem ten temat powtarza się od wielu lat i  jest traktowany jak tabu.  Nauczycielom i wychowawcom, pedagogom czy dyrekcji szkół nie wypada o nim napisać. Chociaż muszą oni w tym na co dzień uczestniczyć, ponosić jego konsekwencje, a nierzadko cierpieć.

Otóż w polskiej szkole panuje obecnie nowa atmosfera, nowy duch społecznej emancypacji, który pozbawił i nadal pozbawia autorytetu nauczycieli.  Natomiast daje on wielki podmuch, power, wielkie zielone światło do nieoczekiwanego, negatywnego zachowania się rodziców i dzieci. To, że dziecko uczy się źle i niewłaściwie się zachowuje, według ogólnie przyjętej błędnej zasady, to wina szkoły. To szkoła jest zła i niedobra.  Tak więc wina leży po stronie nauczycieli a nie po stronnie często zarozumiałych rodziców, leniwych i rozpuszczonych uczniów. W języku szkolnym pojawiły się nowe terminy, takie jak: dysleksja czy inna dysfunkcyjność. W czasach, kiedy ja kończyłem szkołę podstawową uczniowie byli zdolni i mniej zdolni, lub bardzo niezdolni. Ci ostatni najczęściej byli wysyłani do szkoły o specjalnym programie nauczania. W ich nowej szkole nauka nie była stresująca i byli w stanie z pozytywną oceną ją skończyć. Szczególne miejsce zajmowały w tym względzie tzw. szkoły zawodowe o różnym stopniu trudności. W każdym razie po ich ukończeniu, absolwenci byli przygotowani do zawodu. Ponadto, przez pracodawców byli chętnie przyjmowani do pracy.

Oto krótki wywiad z pedagogiem jednej z otwockich szkół.

Moje pytanie: Panie Mariuszu, jak przekonać rodziców mniej zdolnego dziecka, aby nie bali się przenieść go do odpowiedniej dla niego szkoły?  Pan M. : „Sukces rodzi sukces. Dziecko lepiej funkcjonuje w szkole optymalnie dostosowanej do konkretnego ucznia. Tempo pracy na lekcji, mniej liczne grupy   w klasach, realizowanie wyłącznie podstawy programowej (nie rozszerzanie tematów), często drugi nauczyciel wspomagający, to powoduje że dziecko mające duże trudności w nauce ma większe szanse na zdobycie swojego własnego sukcesu (lepsze oceny, promocja do następnej klasy). Jeśli dziecko poczucie swój sukces, będzie chciało powtórzyć to doświadczenie… tak napędza się pozytywna motywacja. Rodzice czują często lęk przed takimi szkołami, bojąc się, że dzieci trafią w złe towarzystwo, albo otrzymają złą edukację. To nie jest prawda. Takie szkoły zdecydowanie bardziej pozytywnie wpływają na dzieci z poważnymi dysfunkcjami niż szkoły ogólnodostępne”.

Moje pytanie: Co powinno przekonać rodziców do zmiany szkoły? Pan M.: „Wśród uczniów o podobnych dysfunkcjach, dziecko nie czuje się wyobcowane. Nie ma poczucia, że jest najgorsze z klasy, że tylko jemu nie wychodzi. Dzieci nie zawsze wiedzą, co się z nimi dzieje (nie zawsze rozumieją swoje dysfunkcje) a obserwując że są na samym ogonie klasy mogą czuć się mniej wartościowe. To potęguje inne problemy. Nerwice, lęki na tle szkolnym a w okresie młodzieńczym często pojawiające się wagary.  Po to są organizowane szkoły integracyjne, czyli takie w których uczniowie zdrowi i uczniowie ze szczególnymi potrzebami uczą się razem. Nie tworzy się przez to enklaw dzieci wyłącznie z problemami. Uczniowie o problemach z zachowaniem mogą korzystać ze szkół skierowanych na ich problemy. Zwiększona pomoc terapeutyczna w takich szkołach skierowana do dzieci i rodziców często pomaga przejść „bezboleśnie” trudny okres rozwoju. Warto zaznaczyć że nie są to szkoły „wyrzutków” ale szkoły ukierunkowane na konkretny problem dziecka, gdzie uczeń naprawdę rozwija swoją osobowość. Zresztą zawsze powtarzam: Edukacja w życiu jest ważna, ale nie najważniejsza. Najważniejsze jest to aby być dobrym człowiekiem i być szczęśliwym”.

Problem tkwi w tym, że decyzję o przeniesieniu ucznia do innej szkoły mogą podjąć tylko rodzice. Sugestie, zalecenia nauczycieli, opinia pedagoga, wychowawcy klasy muszą być zaakceptowane przez rodziców. Rodzice bronią się przed prawdą, że ich dziecko intelektualnie i uczuciowo odstaje od pozostałych uczniów w klasie. Nie mają zaufania do fachowców, w tym przypadku w/w pracowników szkoły z dyrekcją na czele. W przypadku dysfunkcji ucznia,  w mniemaniu rodziców, zawsze nauczyciele i szkoła będą źli. Przy takim podejściu do problemu, rodzice wykazują się brakiem prawdziwej miłości do swojego dziecka i brakiem pokory, akceptacji stanu rzeczy. Myślą tylko o sobie. Krzywdzą tym samym swoje dziecko i pozostałych uczniów w klasie. Ich dziecko przyczyni się chociażby do mniejszej oceny ogólnej klasy, niższej pozycji w rankingu szkół na terenie gminy i powiatu.

Oglądaliśmy niedawno Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Całkiem niestosownie byłoby, gdyby w reprezentacji, wraz z najlepszymi polskimi piłkarzami grał ktoś z ligi okręgowej. Byłoby to nieporozumienie i kibice mieliby słuszne pretensje do selekcjonera, że popełnił błąd, „że coś tu nie gra”. Także rodzice pozostałych dzieci, mają cichy żal, że ich dzieci muszą się uczyć w jednej klasie z kimś, kto nie nadąża z programem. Wprowadzenie zaś na zajęcia szkolne nauczyciela wspomagającego, który podczas lekcji siedzi obok dziecka z dysfunkcją, jak kolega i nieustannie mu towarzyszy, nie jest rozwiązaniem problemu. Przede wszystkim naciąga  gminę na dodatkowe zbędne wydatki. A mogłyby one wyć przeznaczone na inny, szlachetny cel, chociażby dofinansowania szkoły o specjalnych wymaganiach. Niekiedy dochodzi to takiej sytuacji, że w szkole wszyscy wiedzą, że Iksiński czy Iksińska powinni uczęszczać to szkoły o specjalnym programie nauczania. O tym nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć rodzice Iksińskich. Iksińscy unikają tematu, boją się zmierzyć z problemem, który przeżywa ich dziecko. Ponadto to oni, nie widząc oczekiwanych, pozytywnych wyników nauki u dziecka, stają z czasem  najczęściej bardzo roszczeniowi. Pedagog, wychowawca i nauczyciel są między młotem a kowadłem. Czasami jesteśmy świadkami, z boku patrząc, niby śmiesznej sytuacji. Tymczasem jest to tragiczne. Otóż bardzo niezdolny syn nauczycielki w gimnazjum cudem zdawał do następnej klasy. Nauczyciele i uczniowie wiedzieli, że nie powinien zdać, ale zdawał. Ta idylla skończyła się, gdy poszedł do liceum. Tu nie było już mamusi, nie było jej kolegów i koleżanek „miłosiernych nauczycieli”, dlatego delikwent trzy razy próbował zdawać pierwsza klasę. W końcu pożegnał się ze szkołą. To, że nie był on zdolny, to nie mam pretensji ani do niego, ani jego rodziców. Niezdolne dziecko może urodzić się w każdej rodzinie i trzeba je zaakceptować i chronić.  Mam pretensję do tych, którzy wyrządzili mu krzywdę. Nie skończył żadnej szkoły, a przy większej miłości bliźnich i  pokorze rodziców mógł jakąś skończyć i mieć nawet zawód.

Kochani rodzice, miejcie odwagę nie krzywdzić własnych dzieci.